sobota, 28 sierpnia 2010

w Bieszczadach

To już nasze czwarte wspólne wakacje a trzecie spędzone w systemie "tydzień tu, tydzień tam" - w tym przypadku "tu" to Bieszczady a "tam" - Czarna Hańcza. Przejazd PKSem przez całą Polskę z jednego końca na drugi z "międzylądowaniem" w Warszawie był lekko męczący, ale na pewno było warto:)



Z bieszczadzkich szlaków przywieźliśmy setki zdjęć, stąd nietypowy jak na mnie, długi post - nic nie poradzę, ale tamtejsze krajobrazy działają na mnie hipnotyzująco i po prostu nie mogę przestać robić zdjęć;)








Mój bieszczadzki przewodnik;)



a tu - autorka bloga, wyjątkowo po drugiej stronie obiektywu.
zmęczona, ale zadowolona - zdjęcie zrobione zaraz po zdobyciu Tarnicy, najwyższego szczytu w okolicy.







Przedstawiciel bieszczadzkiej fauny. Trochę zaspany...



...ale reaguje na "kici kici"



A propos fauny - cenna informacja wypatrzona w witrynie sklepu w Wetlinie;)




Zdjęcia z cyklu "po ciężkim dniu turyści moczą nogi w potoku". W roli głównej rzeczka Wetlinka, statyw i filtr szary, umożliwiający zdjęcia na długim czasie naświetlania. Niestety, słońce ostro świeciło i czasu nie były tak długie, jak bym chciała. Ale nie powiedziałam w tym temacie jeszcze ostatniego słowa;)



Poza filtrem szarym kupiłam także szary połówkowy, specjalnie do zdjęć krajobrazowych. Nie jestem do niego w pełni przekonana, na niektórych ujęciach wywołał irytującą, silną winietę - nie wiem, czy w przyszłości będę z niego dalej korzystała.





A na koniec - co też można sfotografować, kiedy człowiek znudzony czeka na autobus...





p.s. Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi...