
Powyższy okrzyk wydał z siebie Lesio, tytułowy bohater powieści Joanny Chmielewskiej, kiedy to, przypadkiem znalazłszy się na torze wyścigów konnych na Służewcu, postanowił z hukiem i efektownie stracić resztę posiadanej przez siebie gotówki. Lesio nie był pewien, czy ów dziad fortunę wygrał, czy raczej stracił, ponadto Monte Carlo gra się raczej w ruletkę, ale Lesiowi ten drobny fakt umknął, ponieważ był kompletnie pijany. A na koniach na Służewcu dodatkowo wygrał...
Ja sama nie mam pojęcia o hazardowych skłonnościach moich przodków a na torze byłam trzeźwa jak świnia, niemniej jednak też wygrałam!

Oto zwycięski bilet, a na poniższym zdjęciu wyraźnie widać, jak koń nr 6, czyli Traviolla, w pięknym stylu wygrywa dla mnie 30 złotych w pierwszej gonitwie!


Dla ścisłości, to była już druga nasza wizyta na Służewcu, za pierwszym razem też wygrałam, ale z niezrozumiałych dla mnie samej powodów, nie wzięłam aparatu i nie mogłam tego uwiecznić.


Tym razem jednak hazard połączyłam z fotografią, czego efektem jest w sumie około 30 zł (dwie wygrane i trzy przegrane, w sumie na plus!) i poniższy fotoreportaż...








Na Służewcu, poza pięknymi końmi, podziwiać można także oryginalny budynek, w którym mieszczą się trybuny honorowe.


P.S. a już w październiku Wielka Warszawska! Wybieram się oczywiście, grać i robić zdjęcia, tym razem chyba nie obędzie się bez kapelusza, bo to ponoć najważniejsza gonitwa sezonu. Pewnie nie odważę się na to, co noszą panie w Ascot, choć kto wie...;)