niedziela, 26 września 2010
Paris, Paris
Dlaczego nie przepadam za podróżami służbowymi? Właśnie dlatego, że są… służbowe:) nie mogę sama dysponować swoim czasem, wszystko jest zaplanowane a dla mojego pracodawcy czas na zwiedzanie jest chyba ostatni na liście priorytetów – odwrotnie, niż dla mnie;) Całe szczęście na spacer można iść nocą, no i od czego są przerwy obiadowe?;)
Jednocześnie bardzo lubię służbowe wyjazdy – dzięki ostatniemu miałam okazję chociaż przez chwilę zobaczyć Paryż, przejść nocą przez Champs Elyses, zobaczyć rozświetloną Wieżę Eiffla, pospacerować uliczkami ozłoconymi wrześniowym słońcem...
Mam ochotę na więcej!
na wystawie Chanel same swetry i futrzane czapy - czyżby zapowiedzi ciężkiej zimy miały się potwierdzić?
nad brzegiem Sekwany...
ta szklana piramida miała jakieś znaczenie w Kodzie Leonarda da Vinci, prawda?;)
... i na koniec - trochę betonu i szkła, czyli do pracy rodacy...
wtorek, 14 września 2010
It's a kind of magic
Robienie zdjęć w podczerwieni naprawdę przypomina czarodziejskie sztuczki. To tylko jedno niewielkie szkiełko nakręcone na obiektyw, a pozwala utrwalić świat, jakiego nie zobaczymy gołym okiem. To jest kwintesencja tajemnicy i magii, jaką potrafi dać tylko fotografia.
Na pierwszy plener z moim nowym nabytkiem, filtrem IR 720, wybrałam się do Parku Julianowskigo w mojej rodzinnej Łodzi. Znam ten park od dziecka, spędziłam tam wiele godzin spacerując lub jeżdżąc na rowerze i tak naprawdę nie spodziewałam się, że dobrze znajome miejsca uda mi się uchwycić w nowy, inny sposób. Jednak dzięki filtrowi zobaczyłam krajobrazy zupełnie odrealnione, zamrożone w bieli i błękicie, zastygłe w bezruchu, nierzeczywiste w swojej sztuczności a przez to - baśniowe...
Zapraszam na zwiedzanie świata Królowej Śniegu...
Kilka rad praktycznych dla tych, którzy chcieliby spróbować zabawy z filtrami IR:
- zdjęcia wyjdą najlepiej w jasny dzień około południa, generalnie potrzebujemy jak najwięcej światła;
- filtr zamienia soczystą zieleń drzew w srebrno - białe odcienie, nadaje się więc w zasadzie tylko do zdjęć krajobrazowych, tylko wiosną i latem. Dla zabawy można spróbować zrobić portret z takim filtrem, efekt jest hmmmm... dość makabryczny;)
- nie obędzie się bez statywu, filtr jest tak ciemny, że czas naświetlania w samo południe sięga kilku sekund. Moje zdjęcia były robione około 18:00, czasy od 20 do 30 sekund.
- zdjęcie kadrujemy przed nałożeniem filtra - z tej prostej przyczyny, że po jego nałożeniu w wizjerze kompletnie nic nie widać... to kolejny powód, dla którego przyda się statyw
- aparat należy oszukać, ustawiając ręcznie balans bieli na coś zielonego. Nakładamy filtr na obiektyw, po czym kierujemy go np. trawnik i naciskamy spust migawki. Aparat powinien uznać, że trawnik jest biały. Mój zrozumiał to dopiero za którymś razem, ale ponoć Pentaksy są w tej kwestii dość oporne;)
- Zdjęcia, które zrobimy, będą różowo - czerwone. Tu przyda się jakikolwiek program graficzny do obróbki zdjęć, który posiada funkcję "mieszanie kanałów" ("channel mixer"). Wybieramy tą opcję i jako kanał wyjściowy ustawiamy czerwony. Automatycznie powinniśmy widzieć następujące wartości: czerwony 100, niebieski i zielony 0. zmieniamy wartość kanału czerwonego na 0 a kanału niebieskiego na 100, zielony zostaje taki, jak był. Następnie zmieniamy kanał wyjściowy na niebieski. Tu pokazują się wartości odwrotne: niebieski ma ustawione 100 a czerwony i zielony 0. Niebieskiemu aplikujemy 0, czerwonemu 100, zielonego nie dotykamy. I już:) Oczywiście efekt nie zawsze będzie idealny i warto pokombinować po swojemu, nie trzymać się sztywno wartości 100 i 0 ale spróbować np. -5 i 97, 3 i 104 itd. Dodatkowo przyda się poeksperymentować z kontrastami, ale to już wedle gustu i uznania.
Na koniec wersja "przed" i "po":
sobota, 4 września 2010
Szlakiem Czarnej Hańczy
Żeby płynąć kajakiem i robić zdjęcia potrzeba trzeciej ręki. Do takiego wniosku doszłam już po pierwszym dniu naszej kajakowej wyprawy. Dlatego poniższe zdjęcia nie stanowią w najmniejszym stopniu spójnej opowieści, rejestrują raczej momenty, w których mój Współwiosłujący przejmował odpowiedzialność za kajak a ja wysupływałam aparat z worka foliowego...
PKS z Ustrzyk Dolnych zabrał nas o 17:00 i JUŻ o 5 rano byliśmy w Warszawie. Szybkie przepakowanie plecaków i już o 10:00 PKS do Augustowa. Stamtąd przejazd do Starego Folwarku nad jeziorem Wigry i start...
Poziom wody w tym roku był bardzo wysoki i nie raz musieliśmy manewrować pomiędzy niespodziewanymi przeszkodami, takimi, jak wyrastające wprost z wody drzewa...
Pomimo wysokiego poziomu wody przy brzegu często można było spotkać mieszkańców okolicznych miejscowości oferujących domowe wypieki wprost z pomostu. Tym samym raz załapaliśmy się na rewelacyjną szarlotkę, mieliśmy też okazję kupić takie oto, ciepłe i pachnące ciasto drożdżowe nadziewane białym serem na słodko (Jego część) i jagodami (moja część:)
Słodka przekąska dała nam siłę, żeby walczyć o życie na śluzach na Kanale Augustowskim...
... i odpierać ataki wyjątkowo wrednych ptaszorów...
Lokalna fauna już pierwszego dnia spływu objawiła się nam w postaci trzech takich o to wielkich, kostropatych ptaszysk. Podejrzewam, że to czapla, chociaż generalnie moja wiedza ornitologiczna ogranicza się do odróżniania gołębia od wróbla... jeśli więc ktokolwiek ma konkurencyjne pomysły co do przynależności gatunkowej tego stwora, proszony jest o informacje:
W czasie tygodniowego spływu ze Starego Folwarku do Augustowa wielokrotnie mieliśmy okazję zatrzymywać się w miejscowościach zagubionych gdzieś w Puszczy Augustowskiej - na obiad, na zakupy albo chociaż, żeby rozprostować nogi. W jednej z nich napotkałam taki oto zielony domek...
A wokół cisza, spokój i urzekające augustowskie klimaty...
Kajak wypożyczyliśmy z firmy Szot, www.szot.pl. Pracownik firmy odebrał nas z dworca w Augustowie, zawiózł do Starego Folwarku a po tygodniu odebrał nasz kajak z Augustowa, do którego szczęśliwie dopłynęliśmy. Obsługa i organizacja ok, spokojnie można polecać. Firma organizuje także spływy Rospudą, którą zostawiamy sobie na przyszły rok (podobno jest trochę trudniejsza).
Czarną Hańczę polecam wszystkim początkującym kajakarzom - nurt nie jest zbyt silny i płynie się bardzo przyjemnie. Mój Współtowarzysz podróży narzekał co prawda na brak emocji (wywrotki, przeszkody) ale ja nie należę do entuzjastów wyławiania własnego dobytku z pomiędzy wodorostów a niepewność, kiedy napotkamy kolejne pole namiotowe z prysznicem dostarcza mi wystarczającej porcji emocji...
PKS z Ustrzyk Dolnych zabrał nas o 17:00 i JUŻ o 5 rano byliśmy w Warszawie. Szybkie przepakowanie plecaków i już o 10:00 PKS do Augustowa. Stamtąd przejazd do Starego Folwarku nad jeziorem Wigry i start...
Poziom wody w tym roku był bardzo wysoki i nie raz musieliśmy manewrować pomiędzy niespodziewanymi przeszkodami, takimi, jak wyrastające wprost z wody drzewa...
Pomimo wysokiego poziomu wody przy brzegu często można było spotkać mieszkańców okolicznych miejscowości oferujących domowe wypieki wprost z pomostu. Tym samym raz załapaliśmy się na rewelacyjną szarlotkę, mieliśmy też okazję kupić takie oto, ciepłe i pachnące ciasto drożdżowe nadziewane białym serem na słodko (Jego część) i jagodami (moja część:)
Słodka przekąska dała nam siłę, żeby walczyć o życie na śluzach na Kanale Augustowskim...
... i odpierać ataki wyjątkowo wrednych ptaszorów...
Lokalna fauna już pierwszego dnia spływu objawiła się nam w postaci trzech takich o to wielkich, kostropatych ptaszysk. Podejrzewam, że to czapla, chociaż generalnie moja wiedza ornitologiczna ogranicza się do odróżniania gołębia od wróbla... jeśli więc ktokolwiek ma konkurencyjne pomysły co do przynależności gatunkowej tego stwora, proszony jest o informacje:
W czasie tygodniowego spływu ze Starego Folwarku do Augustowa wielokrotnie mieliśmy okazję zatrzymywać się w miejscowościach zagubionych gdzieś w Puszczy Augustowskiej - na obiad, na zakupy albo chociaż, żeby rozprostować nogi. W jednej z nich napotkałam taki oto zielony domek...
A wokół cisza, spokój i urzekające augustowskie klimaty...
Kajak wypożyczyliśmy z firmy Szot, www.szot.pl. Pracownik firmy odebrał nas z dworca w Augustowie, zawiózł do Starego Folwarku a po tygodniu odebrał nasz kajak z Augustowa, do którego szczęśliwie dopłynęliśmy. Obsługa i organizacja ok, spokojnie można polecać. Firma organizuje także spływy Rospudą, którą zostawiamy sobie na przyszły rok (podobno jest trochę trudniejsza).
Czarną Hańczę polecam wszystkim początkującym kajakarzom - nurt nie jest zbyt silny i płynie się bardzo przyjemnie. Mój Współtowarzysz podróży narzekał co prawda na brak emocji (wywrotki, przeszkody) ale ja nie należę do entuzjastów wyławiania własnego dobytku z pomiędzy wodorostów a niepewność, kiedy napotkamy kolejne pole namiotowe z prysznicem dostarcza mi wystarczającej porcji emocji...
czwartek, 2 września 2010
Filtry
Wasze komentarze dotyczące filtrów fotograficznych pod moim poprzednim postem skłoniły mnie do szerszego opisania tego tematu. Sama nie używam zbyt wielu: każdy obiektyw mam zabezpieczony filtrem UV, dodatkowo polaryzacyjny (jeden, ale pasuje mi na dwa obiektywy o gwincie 52 mm), filtr gwiazdka – głównie do zabawy, no i ostatnie moje nabytki, o których później.
Filtr UV to taka baza. Teoretycznie powinien odcinać promieniowanie UV, dzięki czemu zdjęcia są wyraźniejsze, a w praktyce (przynajmniej na moje oko) służy głównie zabezpieczeniu obiektywu przed porysowaniem. Inna sprawa, że moje filtry to nie drogie profesjonalne filtry z wieloma powłokami ochronnymi, tylko zwykłe, tańsze filtry Hoya i Massa. Prawdopodobnie przy filtrze lepszej klasy widziałabym różnicę, może lepszy kontrast, ale póki co mogę żyć z moimi tanimi szkiełkami;)
Na fali lektury wielu blogów i stron poświęconych fotografii kupiłam także filtr polaryzacyjny, który w komentarzu do poprzedniego postu polecał I am I. Filtr ten ma wytłumiać odblaski światła w gładkich powierzchniach, np. wodzie, metalu czy szkle. Dodatkowo powinien podkreślać chmury i pogłębić kontrasty w obrębie nieba. Moje obserwacje? Przede wszystkim zauważyłam, filtr ten zatrzymuje światło, przez co zmusza do wydłużenia czasu ekspozycji lub większego otwarcia przysłony, co czasami jest niekorzystne albo sprzeczne z pomysłem na wykonywaną właśnie fotografię, niekiedy wpływa też na jakość zdjęcia – np. ja mam problem, żeby zrobić nieporuszone zdjęcie już przy czasach dłuższych, niż 1/30 a stabilizacja obrazu w korpusie w moim Pentaksie to raczej mit. Faktycznie zauważyłam pozytywny wpływ na kolorystykę i wyrazistość nieba i chmur, ale ostatecznie nie na każdym zdjęciu akurat niebo i chmury się pojawiają. Jeśli zaś chodzi o odbłyski, to oczywiście wszystko zależy od sytuacji ale nie zauważyłam, żeby jakoś mi one szczególnie przeszkadzały, chociaż może za mało testowałam. Podsumowując, filtr polaryzacyjny bywa przydatny, ale nie w każdej sytuacji.
Mój problem jest taki, że lubię mieć w ręku gotowy aparat i nie nosić w kieszeni czy torbie zapasowego sprzętu - filtrów, pudełeczek, zapasowych obiektywów, zaślepek, dekielków i cholera wie, czego jeszcze. Tzn. czasem noszę, ale zazwyczaj jest to bardziej irytujące, niż przydatne. Zatem, jeśli idąc gdzieś z aparatem mam do wyboru założyć filtr polaryzacyjny i w niektórych sytuacjach ewentualnie go zdejmować, albo w ogóle zostawić go w domu, zazwyczaj wybiorę drugą opcję. Przy czym wśród moich znajomych mam co najmniej kilka przykładów osób, którym filtry polaryzacyjne pozrastały się z obiektywami, bo jak raz założyli tak używają na stałe. Kwestia przyzwyczajenia i potrzeb, polara jednak nie skreślam. Pewnie potestuję przy okazji. Dla porządku dodam, że to także filtr firmy Massa.
Na co dzień, jak pisałam we wstępie, zupełnie wystarczają mi zwykłe filtry UV, ale nie byłabym sobą, gdybym nie chciała czasem czegoś ulepszyć;) Toteż przed wyjazdem na urlop udałam się na giełdę fotograficzną do Stodoły (co niedzielę od 10:00 do 14:00) i zaopatrzyłam się w następujące cuda;)
• filtr szary połówkowy
• filtr IR 720
• filtr szary 4ND
Słów kilka o każdym.
Połówka jak najbardziej do krajobrazów. Przynajmniej raz w roku jesteśmy w górach, czasem nawet i dwa razy, że nie wspomnę już o innych wypadach w plener. Na zdjęciach robionych w ciągu dnia często przy ostrym, letnim lub zimowym świetle, niebo robi się blade, chmury – mało kontrastowe, dodatkowo w górach odległe plany robią się niebieskawe, jakby wypełnione błękitną mgiełką. Filtry UV nie wystarczają, o moim ambiwalentnym stosunku do polara już pisałam, postanowiłam zatem zaopatrzyć się w filtr połówkowy. Tak naprawdę nie jest to filtr szary ale o zabarwieniu neutralnym, jego zadaniem nie jest manipulacja kolorystyką, ale wytłumienie strumienia światła w obszarze, w którym szkiełko filtra jest przyciemnione. Miałam okazję wypróbować go w Bieszczadach i muszę powiedzieć, że jestem dość zadowolona – niebo i chmury przy zastosowaniu tego filtra są zdecydowanie bardziej kontrastowe i wyraziste, błękit jest mocniej nasycony. Niestety przy niektórych zdjęciach widoczna jest dość mocna winieta, być może zależy to od kąta padania światła – na przykład w zdjęciu 5 i 7 w moim poprzednim poście. Zdjęcie 5 spodobało się Adze, która w komentarzu podkreśliła dramatyczny charakter nieba – winieta jest szczególnie widoczna w lewym górnym rogu. Podobna występuje także w obu górnych rogach zdjęcia 7. Jest to swego rodzaju mankament, bo czym innym jest świadome zastosowanie winiety a czym innym problem techniczny, dodatkowo nigdy nie wiem, na którym zdjęciu się ona pojawi, a na którym nie... Jeśli ktoś z Was ma pomysł, jak z tym zawalczyć, to będę wdzięczna za podpowiedzi. Podsumowując, ten filtr uważam za dość udany zakup i jestem skłonna nosić go ze sobą, nawet, jeśli będzie dodatkowym obciążeniem torby;)
Filtr IR 720 kupiłam, podobnie jak filtr gwiazdka, do zabawy. Służy do fotografowania w podczerwieni i daje zupełnie baśniowe efekty. W promieniowaniu podczerwonym odcięty zupełnie jest kolor zielony, zamiast którego występuje srebrzysta biel. Filtr ten fantastycznie sprawdza się przy fotografowaniu krajobrazów, efekty są bardzo ciekawe. Mam już spory zbiór zdjęć wykonanych z tym filtrem i z pewnością wkrótce część opublikuję.
Ostatni filtr, zwany dla uproszczenia przeze mnie filtrem szarym a oficjalnie – Neutral Density 4 lub w skrócie ND 4 – służy do przedłużania czasu ekspozycji poprzez wytłumienie światła. Na razie miałam niewiele okazji do eksperymentowania z nim ale już te próby utwierdziły mnie w przekonaniu, że to może być początek pięknej przyjaźni:)
Od jakiegoś czasu interesują mnie eksperymenty z długimi czasami naświetlania, czego efekt można zobaczyć choćby w kolejnych częściach cyklu „Powidoki” - fascynuje mnie możliwość pokazania na fotografii tego, czego ludzkie oko nie jest w stanie uchwycić. Do tej pory długi czas naświetlania uzyskiwałam... fotografując w złych warunkach oświetleniowych;) i dodatkowo zamykając maksymalnie przysłonę. Przyznacie jednak, że specjalnie poszukiwanie kiepskiego światła, żeby zrobić zdjęcia, jest dość specyficzną techniką fotograficzną;) Droga na skróty (albo nazwijmy to – logiczne rozwiązanie problemu) to właśnie filtry szare. Na początek wybrałam właśnie ND 4, gdzie czwórka oznacza „ekspozycja x 4” czyli +2 działki przysłony. Filtr testowałam w słoneczny dzień w potoku Wetlinka, chcąc uzyskać efekt miękkiej, gładko płynącej wody. Przy silnym świetle najdłuższy czas, jaki udało mi się uzyskać to pół sekundy, czyli jednak trochę za mało. Efekty można obejrzeć w poprzednim poście. Filtr ten prawdopodobnie sprawdziłby się w dzień pochmurny, ewentualnie do zdjęć w słoneczne dni na śniegu, żeby uniknąć przepaleń na większych otworach przesłony. Planuję dokupić jeszcze jeden, +3 działki przesłony i używać zamiennie lub skręcać i używać na raz.
Bardzo ciekawe informacje o filtrach można znaleźć na forum Nikoniarzy pod tym linkiem: http://forum.nikoniarze.pl/showthread.php?t=2343 – zachęcam do lektury.
Na koniec, gdyby ktoś był ciekaw, wszystkie filtry kupuję na giełdzie fotograficznej w Stodole, zawsze na tym samym stoisku, w jednym ze środkowych rzędów, samo stoisko zlokalizowane po lewej stronie patrząc od wejścia – sprzedaje tam starszy, siwy pan a pomaga mu młody chłopak. Zawsze jest do nich ogromna kolejka, ale warto poczekać bo mają świetny wybór i można się potargować;)
Filtr UV to taka baza. Teoretycznie powinien odcinać promieniowanie UV, dzięki czemu zdjęcia są wyraźniejsze, a w praktyce (przynajmniej na moje oko) służy głównie zabezpieczeniu obiektywu przed porysowaniem. Inna sprawa, że moje filtry to nie drogie profesjonalne filtry z wieloma powłokami ochronnymi, tylko zwykłe, tańsze filtry Hoya i Massa. Prawdopodobnie przy filtrze lepszej klasy widziałabym różnicę, może lepszy kontrast, ale póki co mogę żyć z moimi tanimi szkiełkami;)
Na fali lektury wielu blogów i stron poświęconych fotografii kupiłam także filtr polaryzacyjny, który w komentarzu do poprzedniego postu polecał I am I. Filtr ten ma wytłumiać odblaski światła w gładkich powierzchniach, np. wodzie, metalu czy szkle. Dodatkowo powinien podkreślać chmury i pogłębić kontrasty w obrębie nieba. Moje obserwacje? Przede wszystkim zauważyłam, filtr ten zatrzymuje światło, przez co zmusza do wydłużenia czasu ekspozycji lub większego otwarcia przysłony, co czasami jest niekorzystne albo sprzeczne z pomysłem na wykonywaną właśnie fotografię, niekiedy wpływa też na jakość zdjęcia – np. ja mam problem, żeby zrobić nieporuszone zdjęcie już przy czasach dłuższych, niż 1/30 a stabilizacja obrazu w korpusie w moim Pentaksie to raczej mit. Faktycznie zauważyłam pozytywny wpływ na kolorystykę i wyrazistość nieba i chmur, ale ostatecznie nie na każdym zdjęciu akurat niebo i chmury się pojawiają. Jeśli zaś chodzi o odbłyski, to oczywiście wszystko zależy od sytuacji ale nie zauważyłam, żeby jakoś mi one szczególnie przeszkadzały, chociaż może za mało testowałam. Podsumowując, filtr polaryzacyjny bywa przydatny, ale nie w każdej sytuacji.
Mój problem jest taki, że lubię mieć w ręku gotowy aparat i nie nosić w kieszeni czy torbie zapasowego sprzętu - filtrów, pudełeczek, zapasowych obiektywów, zaślepek, dekielków i cholera wie, czego jeszcze. Tzn. czasem noszę, ale zazwyczaj jest to bardziej irytujące, niż przydatne. Zatem, jeśli idąc gdzieś z aparatem mam do wyboru założyć filtr polaryzacyjny i w niektórych sytuacjach ewentualnie go zdejmować, albo w ogóle zostawić go w domu, zazwyczaj wybiorę drugą opcję. Przy czym wśród moich znajomych mam co najmniej kilka przykładów osób, którym filtry polaryzacyjne pozrastały się z obiektywami, bo jak raz założyli tak używają na stałe. Kwestia przyzwyczajenia i potrzeb, polara jednak nie skreślam. Pewnie potestuję przy okazji. Dla porządku dodam, że to także filtr firmy Massa.
Na co dzień, jak pisałam we wstępie, zupełnie wystarczają mi zwykłe filtry UV, ale nie byłabym sobą, gdybym nie chciała czasem czegoś ulepszyć;) Toteż przed wyjazdem na urlop udałam się na giełdę fotograficzną do Stodoły (co niedzielę od 10:00 do 14:00) i zaopatrzyłam się w następujące cuda;)
• filtr szary połówkowy
• filtr IR 720
• filtr szary 4ND
Słów kilka o każdym.
Połówka jak najbardziej do krajobrazów. Przynajmniej raz w roku jesteśmy w górach, czasem nawet i dwa razy, że nie wspomnę już o innych wypadach w plener. Na zdjęciach robionych w ciągu dnia często przy ostrym, letnim lub zimowym świetle, niebo robi się blade, chmury – mało kontrastowe, dodatkowo w górach odległe plany robią się niebieskawe, jakby wypełnione błękitną mgiełką. Filtry UV nie wystarczają, o moim ambiwalentnym stosunku do polara już pisałam, postanowiłam zatem zaopatrzyć się w filtr połówkowy. Tak naprawdę nie jest to filtr szary ale o zabarwieniu neutralnym, jego zadaniem nie jest manipulacja kolorystyką, ale wytłumienie strumienia światła w obszarze, w którym szkiełko filtra jest przyciemnione. Miałam okazję wypróbować go w Bieszczadach i muszę powiedzieć, że jestem dość zadowolona – niebo i chmury przy zastosowaniu tego filtra są zdecydowanie bardziej kontrastowe i wyraziste, błękit jest mocniej nasycony. Niestety przy niektórych zdjęciach widoczna jest dość mocna winieta, być może zależy to od kąta padania światła – na przykład w zdjęciu 5 i 7 w moim poprzednim poście. Zdjęcie 5 spodobało się Adze, która w komentarzu podkreśliła dramatyczny charakter nieba – winieta jest szczególnie widoczna w lewym górnym rogu. Podobna występuje także w obu górnych rogach zdjęcia 7. Jest to swego rodzaju mankament, bo czym innym jest świadome zastosowanie winiety a czym innym problem techniczny, dodatkowo nigdy nie wiem, na którym zdjęciu się ona pojawi, a na którym nie... Jeśli ktoś z Was ma pomysł, jak z tym zawalczyć, to będę wdzięczna za podpowiedzi. Podsumowując, ten filtr uważam za dość udany zakup i jestem skłonna nosić go ze sobą, nawet, jeśli będzie dodatkowym obciążeniem torby;)
Filtr IR 720 kupiłam, podobnie jak filtr gwiazdka, do zabawy. Służy do fotografowania w podczerwieni i daje zupełnie baśniowe efekty. W promieniowaniu podczerwonym odcięty zupełnie jest kolor zielony, zamiast którego występuje srebrzysta biel. Filtr ten fantastycznie sprawdza się przy fotografowaniu krajobrazów, efekty są bardzo ciekawe. Mam już spory zbiór zdjęć wykonanych z tym filtrem i z pewnością wkrótce część opublikuję.
Ostatni filtr, zwany dla uproszczenia przeze mnie filtrem szarym a oficjalnie – Neutral Density 4 lub w skrócie ND 4 – służy do przedłużania czasu ekspozycji poprzez wytłumienie światła. Na razie miałam niewiele okazji do eksperymentowania z nim ale już te próby utwierdziły mnie w przekonaniu, że to może być początek pięknej przyjaźni:)
Od jakiegoś czasu interesują mnie eksperymenty z długimi czasami naświetlania, czego efekt można zobaczyć choćby w kolejnych częściach cyklu „Powidoki” - fascynuje mnie możliwość pokazania na fotografii tego, czego ludzkie oko nie jest w stanie uchwycić. Do tej pory długi czas naświetlania uzyskiwałam... fotografując w złych warunkach oświetleniowych;) i dodatkowo zamykając maksymalnie przysłonę. Przyznacie jednak, że specjalnie poszukiwanie kiepskiego światła, żeby zrobić zdjęcia, jest dość specyficzną techniką fotograficzną;) Droga na skróty (albo nazwijmy to – logiczne rozwiązanie problemu) to właśnie filtry szare. Na początek wybrałam właśnie ND 4, gdzie czwórka oznacza „ekspozycja x 4” czyli +2 działki przysłony. Filtr testowałam w słoneczny dzień w potoku Wetlinka, chcąc uzyskać efekt miękkiej, gładko płynącej wody. Przy silnym świetle najdłuższy czas, jaki udało mi się uzyskać to pół sekundy, czyli jednak trochę za mało. Efekty można obejrzeć w poprzednim poście. Filtr ten prawdopodobnie sprawdziłby się w dzień pochmurny, ewentualnie do zdjęć w słoneczne dni na śniegu, żeby uniknąć przepaleń na większych otworach przesłony. Planuję dokupić jeszcze jeden, +3 działki przesłony i używać zamiennie lub skręcać i używać na raz.
Bardzo ciekawe informacje o filtrach można znaleźć na forum Nikoniarzy pod tym linkiem: http://forum.nikoniarze.pl/showthread.php?t=2343 – zachęcam do lektury.
Na koniec, gdyby ktoś był ciekaw, wszystkie filtry kupuję na giełdzie fotograficznej w Stodole, zawsze na tym samym stoisku, w jednym ze środkowych rzędów, samo stoisko zlokalizowane po lewej stronie patrząc od wejścia – sprzedaje tam starszy, siwy pan a pomaga mu młody chłopak. Zawsze jest do nich ogromna kolejka, ale warto poczekać bo mają świetny wybór i można się potargować;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)