Żeby płynąć kajakiem i robić zdjęcia potrzeba trzeciej ręki. Do takiego wniosku doszłam już po pierwszym dniu naszej kajakowej wyprawy. Dlatego poniższe zdjęcia nie stanowią w najmniejszym stopniu spójnej opowieści, rejestrują raczej momenty, w których mój Współwiosłujący przejmował odpowiedzialność za kajak a ja wysupływałam aparat z worka foliowego...
PKS z Ustrzyk Dolnych zabrał nas o 17:00 i JUŻ o 5 rano byliśmy w Warszawie. Szybkie przepakowanie plecaków i już o 10:00 PKS do Augustowa. Stamtąd przejazd do Starego Folwarku nad jeziorem Wigry i start...
Poziom wody w tym roku był bardzo wysoki i nie raz musieliśmy manewrować pomiędzy niespodziewanymi przeszkodami, takimi, jak wyrastające wprost z wody drzewa...
Pomimo wysokiego poziomu wody przy brzegu często można było spotkać mieszkańców okolicznych miejscowości oferujących domowe wypieki wprost z pomostu. Tym samym raz załapaliśmy się na rewelacyjną szarlotkę, mieliśmy też okazję kupić takie oto, ciepłe i pachnące ciasto drożdżowe nadziewane białym serem na słodko (Jego część) i jagodami (moja część:)
Słodka przekąska dała nam siłę, żeby walczyć o życie na śluzach na Kanale Augustowskim...
... i odpierać ataki wyjątkowo wrednych ptaszorów...
Lokalna fauna już pierwszego dnia spływu objawiła się nam w postaci trzech takich o to wielkich, kostropatych ptaszysk. Podejrzewam, że to czapla, chociaż generalnie moja wiedza ornitologiczna ogranicza się do odróżniania gołębia od wróbla... jeśli więc ktokolwiek ma konkurencyjne pomysły co do przynależności gatunkowej tego stwora, proszony jest o informacje:
W czasie tygodniowego spływu ze Starego Folwarku do Augustowa wielokrotnie mieliśmy okazję zatrzymywać się w miejscowościach zagubionych gdzieś w Puszczy Augustowskiej - na obiad, na zakupy albo chociaż, żeby rozprostować nogi. W jednej z nich napotkałam taki oto zielony domek...
A wokół cisza, spokój i urzekające augustowskie klimaty...
Kajak wypożyczyliśmy z firmy Szot, www.szot.pl. Pracownik firmy odebrał nas z dworca w Augustowie, zawiózł do Starego Folwarku a po tygodniu odebrał nasz kajak z Augustowa, do którego szczęśliwie dopłynęliśmy. Obsługa i organizacja ok, spokojnie można polecać. Firma organizuje także spływy Rospudą, którą zostawiamy sobie na przyszły rok (podobno jest trochę trudniejsza).
Czarną Hańczę polecam wszystkim początkującym kajakarzom - nurt nie jest zbyt silny i płynie się bardzo przyjemnie. Mój Współtowarzysz podróży narzekał co prawda na brak emocji (wywrotki, przeszkody) ale ja nie należę do entuzjastów wyławiania własnego dobytku z pomiędzy wodorostów a niepewność, kiedy napotkamy kolejne pole namiotowe z prysznicem dostarcza mi wystarczającej porcji emocji...
wszystko pięknie , ale te drożdżówki z serem zwane tam watruszkami , spowodowały, że o tak wczesnej porze, muszę ugotować coś na słodko , może kluski na mleku :D
OdpowiedzUsuńUrzekające zdjęcia, pięknie opisane, wróciły wspomnienia z mojego zeglowania po Mazurach ;)
OdpowiedzUsuńbardzo fajna relacja. wyprawa widać udana. jak byłam mała to często z tatą pływaliśmy kajakami na Mazurach (:
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia. A te drożdżówki.... mniam.
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że podziwiam odwagę zabrania sprzętu na spływ i robienia zdjęć, ja chyba bym się nie odważyła.
Drzewa z wody - niesamowite!
OdpowiedzUsuńna ostatnich swoich kajakach zgniotłam aparat.
OdpowiedzUsuńzapachniało drożdżówką ;)
Dzięki z odwiedziny - z niewielkim opóźnieniem, ale wpadam z rewizytą i... na pewno pojawię się ponownie :) Świetna wyprawa!
OdpowiedzUsuń