poniedziałek, 19 listopada 2012

Rzymskie wakacje, czyli gdzie byliśmy, jak nas nie było


Tak się w tym roku złożyło, że czas na wakacje znaleźliśmy dopiero w listopadzie... Brzmi kiepsko, bo ani to złota jesień a i zima też jeszcze nie, z resztą ja sama zawsze uważałam, że listopad to miesiąc, który tak naprawdę moglibyśmy sobie darować (podobnymi uczuciami darzę marzec, bo nie lubię pór przejściowych, ciemnych, mokrych i zimnych).
Tak, listopad to kiepski termin na wakacje, chyba, że wymyślicie sobie zwiedzanie Rzymu. Okazuje się, że trudno byłoby trafić lepiej! W Rzymie w listopadzie jest słonecznie ale nie gorąco, turystów jakby mniej, no, chyba, że jest piątkowy wieczór a ty próbujesz zobaczyć Schody Hiszpańskie (nie da się), można zjeść kolację w knajpce przy stoliku na zewnątrz - W LISTOPADZIE! Czy to nie brzmi świetnie?:)

This year we didn't have a chance to go on holidays before November.
Doesn't sound to good - it's not indian summer any more but not yet winter, actually I have always thought we could give November up (and I feel the same about March too, hate those transitional parts of the year when it's so dark, cold and wet).
Yes, November is a bad time for holidays unless you plan to go to Rome! In fact, November seems to be perfect - in Rome it's still sunny but not hot, not so many tourists (unless it's Friday evening and you wish to see Spanish Steps - forget it, you won't), it's warm enough to have a dinner outside - IN NOVEMBER! I mean, how cool is that?:)



Przylecieliśmy do Rzymu w piątek wieczorem a prawdziwe zwiedzanie zaczęliśmy w sobotę od Zatybrza i terenów dawnego Getta. Od razu nam się tam spodobało!

We arrived in Rome on Friday evening and on Saturday started sightseeing - firstly we went to see Trastevere and the former Ghetto and we loved it at once!










Spodobała mi się nazwa uliczki. Dosłownie znaczy to "ulica damskich rajstop":)

Loved the name of this street. It means "ladies' tights strees":)







Dobre (i drogie) miejsce na obiad.
Good (and pricey) place to eat.



Pieczone kasztany/
Roast chestnuts!!!
LOVE!


Najgrubszy i najmilszy kot na świecie/ The world's fattest and nicest cat.



14 komentarzy:

  1. Ja marzę już o odwiedzeniu Rzymu dość długo, dobrze wiedzieć, że listopad jest na to dobrym miesiącem :-)
    Pieczone kasztany - mniam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak pięknie! Zazdraszczam takich wakacji w listopadzie. A kot rzeczywiście duuuuuuży. ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak widać powyżej, nie warto listopadowej pogody oceniać tak srogo - wystarczy tylko zmienić perspektywę, w tym wypadku położenie geograficzne (choć jeśli o mnie chodzi od niedawna nauczyłam się w dosyć specyficzny, acz prawdziwy sposób kochać ten miesiąc).
    No i Rzym... do pewnego momentu nie darzyłam tego miasta, w ogóle Włoch zbyt wielką sympatią - i za co, dlaczego, cholera, nawet sama nie umiem sobie odpowiedzieć! Na szczęście w tym roku to wszystko się zmieniło :)
    Ach ten rudy kot, no jest się do czego przytulić :)!

    OdpowiedzUsuń
  4. O popatrz - a ja myślałem że październik to jest at the latest, choć z drugiej strony ledwie w marcu przygrzewałem się w Pradze... Rewelacyjna relacja - rozumiem, że cdn?
    A, i to brzmienie włoszczyzny... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Są miejsca na ziemi, gdzie i listopad, i marzec mogę spędzić fantastycznie, i wcale nie mam na myśli ciepłych krajów :)

    OdpowiedzUsuń
  6. couldn't wait for the continuation on flickr :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja już jedną nogą byłam w Rzymie tego listopada, wystarczyło jedno kliknięcie, ale praca wszystko pokrzyżowała, może w przyszłym roku... piękne zdjęcia, będzie więcej???

    OdpowiedzUsuń
  8. Byłam w Rzymie kilka lat temu. Jeszcze nie fotografowałam. Zgadzam się z Marcinem - absolutnie. Rzym jest takim miejscem do którego chce się wracać. Wciąż i wciąż.
    Piękne Twoje wejrzenie przez obiektyw. Bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za komentarze! My sami byliśmy zaskoczeni listopadową pogodą, w zasadzie ten Rzym był wymyślony trochę w ostatniej chwili, na zasadzie - "gdzie nas jeszcze nie było? w Rzymie. Są bilety? Są. Jedziemy? Jasne!" - nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać a pogoda była, jak u nas we wrześniu. Dla mnie ideał.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach Roma Roma!Trzy skuterki obok siebie mnie oczarowały :))

    OdpowiedzUsuń
  11. klimatyczne miejsca, marzy mi się Rzym, niech będzie nawet w listopadzie, co widzę naprawdę było zaletą ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Trafiłam na tego bloga przypadkiem. Zamierzam zaglądać.
    Tak się składa, że w połowie stycznie wybieram się do Rzymu. Spontanicznie wyszło, ale tak najlepiej chyba :) Bardzo dobre zdjęcia, zachęcające do odwiedzenia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. cudowne zdjęcia! A kot "ticket office' czadowy! ;)

    OdpowiedzUsuń